And now,
I miss everything about you
Can't believe that I still want you
and after all the things we've been through
I miss everything about you
Without you.
Minęło cztery lata. Długie cztery lata. Cztery lata przez które wiele w twoim życiu się zmieniło, ale też wiele rzeczy pozostało niezmiennych. Niezmiennych jak uczucie ,którym go darzyłaś. Niezmiennych jak tęsknota. Jednak szczerze sobie na to wszystko zasłużyłaś bo to ty położyłaś temu wszystkiemu kres, nie on. Mieliście jeszcze szansę, którą ty sromotnie zdeptałaś. Zdeptałaś swoją głupotą i cholerną dumą ,której nie potrafiłaś schować do kieszeni.
*
Minęło cztery miesiące. Cztery miesiące ,które dłużyły ci się niemiłosiernie. Cztery miesiące pełne pracy i przede wszystkim rozmyślań. Rozmyślań nad tym co mu powiesz, jak rozwiążesz tę sprawę. Kiedy wydawało ci się ,że całą przemowę masz idealnie ułożoną w głowie ta w jednej sekundzie runęła w gruzach. Runęła gdy zobaczyłaś jego. I to nie samego. Z dokładnie tą samą osobą co wtedy przed halą.
-Nie porozmawiamy?-słyszysz jego głos gdy po trzeciej nad ranem opuszczasz salę gdzie odbywało się przyjęcie weselne twojej przyjaciółki
-Nie sądzę byśmy mieli o czym rozmawiać.-odpowiadasz beznamiętnie
- Czyli ty już przesądziłaś?
-Nie, ty to zrobiłeś.-odpowiadasz
-Ja?!-podnosi ton głosu- Nie bądź śmieszna
-Nie jestem.-odpowiadasz z przekąsem
-Jesteśmy małżeństwem, czy tego chcesz czy nie.
-Byliśmy.-Czyli dla ciebie to już wszystko skończone, tak?
-Można tak powiedzieć.-odpowiadasz- Nie potrafiliśmy się dogadać, więc musimy jakoś nauczyć się żyć bez siebie.
-I mówisz to tak po prostu?
-Szczęścia z nową koleżanką.-dodajesz po czym odchodzisz.
Mówiąc to wszystko zrobiłaś mu na złość? Pewnie tak, ale nie tylko jemu. Również i sobie.
*
Mimo swojego względnego oburzenia, nie powstrzymywał cię specjalnie. Ba, wasz kontakt zupełnie się urwał. Od czasu do czasu dostawałaś od Gabi jakieś nowinki na temat jego i jego blondwłosej koleżanki. Z czasem jednak przestawało cię to obchodzić. Z czasem również i twoja przyjaźń z blondynką nieuchronnie zmierzała ku końcowi.
*
-Jesteś moją przyjaciółką i może to co ci zaraz powiem nie będzie za przyjemne, ale ktoś musi to zrobić.-wypala blondynka zupełnie znudzona twoimi wywodami
-Wal śmiało, dobijaj mnie.-odpowiadasz z przekąsem
-Obwiniasz jego za to wszystko, ale nie dostrzegasz pewnej rzeczy. Owszem, może i Grzesiek nie powinien był wierzyć w te bzdury o romansie, ale ty też nie jesteś tutaj bez winy moja droga. Nie popełnił nie wiadomo jakiej zbrodni by się na niego tak śmiertelnie obrażać. Ba, by uciekać jak największy tchórz świata na drugi koniec świata. Dałaś mu wolną rękę i dziwisz się ,że stara się jakoś odbić od dna? Ty czujesz się ja największa pokrzywdzona w tym wszystkim, a pomyślałaś co może czuć on? Owszem, może faceci czasem nie dostrzegają pewnych rzeczy, ale ty mu tego nie ułatwiałaś. Utrudniałaś mu to do maksimum, a na dodatek na koniec dobiłaś idiotycznym wyjazdem i śmiesznym wywodami w liście. Zachowałaś się niczym nieodpowiedzialna nastolatka,więc nie sądzę byś to ty miała powód do wywodów.
-Tak, stawaj teraz w jego obronie! Dobra z ciebie przyjaciółka.
-Obydwoje jesteście moimi przyjaciółmi.-odgryza się- Ale nie mogę już wytrzymać twojego użalania i robienia z niego najgorszego drania. On nic nie zrobił, to ty wszystko schrzaniłaś Ala.
-Nie zachowujesz się jak przyjaciółka.
-Bo powiedziałam ci prawdę bo nikt inny nie miał odwagi? Ktoś musiał.-odparła po czym trzasnęła drzwiami. I na tym wasz kontakt się zakończył.
*
Wigilia. Niby nic nadzwyczajnego. Coroczny spęd w rodzinnym gronie. Co roku masa rodziny zupełnie podekscytowanej świętami będącej amoku związanym z przygotowaniem tejże wieczerzy. Ciebie ta atmosfera nigdy nie ekscytowała i nigdy ekscytować raczej nie będzie. Zarówno wigilia jak i reszta dni świąt w rodzinnej atmosferze minęła ci okropnie szybko i nijako. Nijako tak jak i większość dni w roku. Dwudziestego ósmego dnia grudnia szczelnie opatulona wybrałaś się na spacer. Przemierzałaś Katowice w bliżej nieokreślonym kierunku. Puch przyjemniej skrzypiał po ciężarem twojego ciała, a śnieżnobiałe płatki śniegu opadały na kruczoczarne włosy. Pod przypływem chwili postanowiłaś odwiedzić swoją ulubioną katowicką kawiarenkę, którą odwiedzałaś niemal co dziennie będąc jeszcze studentką. Na ulicach nie minęłaś ani żywej duszy. Pomimo delikatnej wichury dotarłaś na miejsce gdzie zastała cię kartka "nieczynne do odwołania". Już miałaś odchodzić gdy coś, a właściwie ktoś przykuł twoją uwagę.-Cześć.-słyszysz po czym momentalnie się odwracasz i rozpoznajesz osobnika doszczętnie opatulonego szalikiem
-Cześć.-odpowiadasz
-Dawno się nie widzieliśmy.-rzuca brunet
-Ze cztery lata.-odpowiadasz beznamiętnie wodząc wzrokiem po białym puchu
-Co u ciebie?
-Nic specjalnego. Pracuję w międzynarodowej firmie, swoje udziały w naszej wspólnej firmie odsprzedałam Gabi. A u Ciebie?-pytasz
-Też nic ciekawego. Mecze, dom, zgrupowania i tak w kółko.-wzrusza ramionami.
Przez dłuższą chwilę stoicie w nieprzyzwoitej ciszy. W takcie jej trwania czujesz się co najmniej niezręcznie.
-Słyszałem, że .. kogoś masz.-rzuca niepewnie
-Nie, to nieaktualny temat.-wzdychasz-A ty? Masz kogoś?
-Nie.-kręci głową- Ponoć nie mam czasu na takie rzeczy.
-Ponoć?-cicho chichoczesz- Ja ponoć nie mam uczuć.
-A ja nie umiem się angażować i jestem okropnym kucharzem.-uśmiecha się nieznacznie
-Polemizowałabym.
-Z czym?-unosi brew do góry
-Z tym drugim.-odpowiadasz- W zasadzie z tym pierwszym... też.
Kiedy wydawało ci się ,że do końca życie będziesz już sama nagle na twojej drodze pojawił się ktoś zupełnie nie spodziewany. Ktoś kto sprawił ,że znów zaczęłaś się uśmiechać. Ktoś kto sprawił ,że praca nie była już dla ciebie rzeczą najważniejszą. Sprawił ,że znów miałaś ochotę żyć. Twoje dni znów nabrały kolorów. Po ośmiu godzinach w pracy nie wracałaś jak za karę do pustego domu. Gnałaś do niego jak szalona nie mogą się doczekać spotkania go. Bo nigdy nie jest powiedziane ,że swoją jedyną miłość spotykamy gdy mamy te dwadzieścia parę lat. Miłość nie wybiera. Można się zakochać mając te naście, czy kilkadziesiąt lat. Bo nigdy nie wiadomo kiedy spotkamy tą wyjątkową, jedyną w swoim rodzaju osobę. Bo przez całe życie potrafimy spotykać miliony osób, ale w pewnym jego momencie pojawia się ta jedna. Ta zupełnie wyjątkowa. Osoba wywracająca nasze życie do góry nogami. Osoba bez której po jakimś czasie nie potrafimy żyć. Osoba od której uzależniamy się tak samo jak narkoman od białej ścieżki. Osoba będąca naszym powietrzem, naszym lekiem na wszelkie zło tego świata. Osoba u boku ,której nie straszne nam jest zupełnie nic. Można być szczęśliwym mając ciepłą posadkę, ogromny dom, najnowszy samochód i całkiem pokaźną sumkę na koncie. Jednak prawdziwe pojęcia szczęścia człowiek poznaje dopiero wtedy kocha i jest kochanym. Bo żadne materialne przyjemności nie są w stanie zastąpić bliskiej osoby. Tej ,która będzie z nami na dobre i na złe. Tej ,która kocha bezgranicznie i zawsze kochać będzie, bez względu na wszystko. Tej ,która daje nam ogromne poczucie bezpieczeństwa, ciepło i przede wszystkim miłość. Tej ,która jest dla nas oparciem w trudnych chwilach. Tej ,która cieszy się wraz z nami naszych sukcesów i smuci z porażek. Tej ,która jest i już na zawsze będzie. Do końca życia.
-Mamusiu!-słyszysz wołanie swojego małego szczęścia dochodzące z głębi ogrodu
-Co się stało słoneczko?-marszczysz brwi i kucasz tuż obok małej
-Nie mogę znaleźć tatusia.-boczy się mała szatynka
-Szukałaś wszędzie?-pytasz na co ona kiwa główką- Poszukaj jeszcze raz, jestem pewna ,że będzie w altance.-śmiejesz się dostrzegając swojego ukochanego próbującego ukrywać się właśnie we wskazanym przez ciebie miejscu. Wracasz na swój leżak po czym bacznie obserwujesz poczynania małej. Oli będącej niemal kopią twoją i jego. Te same kruczoczarne włosy i te same, ogromne czekoladowe oczy. Ten sam uśmiech. Nie potrafisz się napatrzeć na nią. Nie potrafisz się napatrzeć na tą dwójkę gdy mała wreszcie odnajduje swoją zgubę i bawią się w najlepsze. Patrzysz na największe szczęścia w swoim życiu. Szczęścia których o mały włos mogłoby nie być.
-Ona mnie wykończy.-śmieje się gdy siada obok ciebie
-Czyżbyś miał dość?-uśmiechasz się
-Nigdy.-odwzajemnia uśmiech- A tego szkraba jak nazwiemy?-pyta wskazując na twój już całkiem pokaźnych rozmiarów brzuszek
-Zdaję się na twoją inwencję twórczą kochanie.-śmiejesz się
-W takim razie... Grzegorz junior!-mówi, na co ty wybuchasz niepohamowanym śmiechem
-Wybacz, ale nie pozwolę ci skrzywdzić własnego syna.
-Skrzywdzić?-udaje obrażonego
-Nie to chciałam powiedzieć.-chichoczesz przytulając się do niego by po chwili dostać całusa w policzek.
Nic w naszym życiu nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko ma jakiś głębszy sens, który możemy czasem zrozumieć po kilku latach. Tak samo było w tym przypadku. Gdy myśleli ,że już nigdy się nie spotkają los chciał inaczej. Znów postawił ich sobie na drodze. Choć potrzebowali czasu by znów dotrzeć do siebie, udało im się to. Pomimo sromotnego rozstania przed kilkoma laty uczucie łączące tą dwójkę nie wygasło. To spotkanie, pewnego grudniowego dnia było impulsem. Impulsem ,że w ich życiu jeszcze może zawitać słońce. Impulsem to tego, by ich osobne drogi życia znów się skrzyżowały. Z początku niewinne smsy przerodziły się w niezobowiązujące spotkania, a te w niemal codzienne schadzki. W życiu można zakochać się naprawdę tylko raz w życiu. Ale nie jest powiedziane ,że nie można na nowo zakochać się w tej samej osobie. Po wielu dramatach ich życia, wielu kłótniach i długich rozstaniach jedno można stwierdzić. Miłość przetrzyma wszystko. Miłość jest niewiarygodnie mocną więzią od której uciec się nie da. Ich miłość została poddana wielu ciężkim próbom. Z lepszymi i gorszym skutkami zakończyła się większość z nich. Lecz ten najtrudniejszy, dramatyczny test jakiemu została poddana ich więź zdali. Udowodnili jak wielką siłę posiada miłość. Czasem trzeba okazać tylko trochę cierpliwości i wszystko jest możliwe. Bo jeśli się kocha, nie liczy się nic. Bo jeśli się kocha, można czekać latami na ten dzień. Dzień w którym znów poczuje się ciepło tej jedynej osoby. Dzień w którym szara codzienność znów nabiera kolorytu, który nie zniknie już nigdy.
KONIEC
~*~
Tak oto dobrnęliśmy do końca tej historii. Z początku miała być dłuższa, jednak 'w praniu' wyszło inaczej. Nie będę pisać o tym ,że nie jestem jakoś oszołomiona jakością tego epilogu bo zaraz pewnie mnie zganicie. Jednak, nie jest on idealny. Trochę akcję przyśpieszyłam, bo przyznaję, nie potrafiłam nijak ubrać w słowa tych czterech lat, był jedynie jakiś pomysł na epilog, więc pomyślałam: czemu nie?
Cóż, koniec jest czasem podsumowań, więc podsumujmy.
Zaczynając tą historię siedemnastego maja nie spodziewałam się paru rzeczy. Nie spodziewałam się ,że spotka się ona z tak wielkim zainteresowaniem z Waszej strony i to od samego jego początku. Nie spodziewałam się ,że uda mi się utrzymać do końca zamysł tego opowiadania. Nie spodziewałam się tak dużej liczby wejść i komentarzy. Może nie każdy urywek był idealny, może nie każdy był arcydziełem i pisarskim majstersztykiem, ale wiem jedno. Starłam się by było ono jak najlepsze. By Wam sprawiało przyjemność czytanie go, a mi pisanie. Może i wiele rozdziałów zepsułam, bądź też Was rozczarowałam, więc za to przepraszam. Cały czas się uczę i mam nadzieję ,że z rozdziału na rozdział było to widać, było widać jakiś postęp. Kończąc to opowiadanie zamykam kolejny etap w swoim życiu, kończę kolejne swoje 'pisarskie dziecko' i jest mi cholernie smutno. Jednak, wszystko musi mieć swój początek i koniec. Dalej możecie mnie spotkać na dwóch moich pozostałych blogach i kto wie, czy moja chora wyobraźnia nie zmusi mnie do założenia kolejnego.
Dziękuję Wam za wszystko.
Za każdy komentarz.
Za każde pojedyncze wejście tutaj i zmarnowaną minutę życia na czytanie.
Za każdą szczerą opinię.
Dziękuję Wam ,że byłyście, bez Was to opowiadanie nie byłoby takie jakim jest bo to Wy napędzałyście mnie do dalszego pisania.
DZIĘKUJĘ! i przepraszam za to jeśli którymś swoim rozdziałem Was rozczarowałam (jak np. zapewne ten epilog! :D)
Nie potrafię się żegnać, wiem, bo zaraz się rozklejam i tak jest tym razem.
Na początku pisałam ,że zainspirował mnie pewien film i jedna z ulubionych książek.
Otóż, tym poniekąd wzorem było dzieło Nicholasa Sparks'a "I ,że cię nie opuszczę". Gratulacje dla tych ,które zgadły :)
PS. Prosiłaby każdą ,która czytała o mały komentarz, chciałbym wiedzieć do jakiej 'widowni' dotarłam :)
Eh, wiem, nie potrafię pisać epilogów :c
PS. Prosiłaby każdą ,która czytała o mały komentarz, chciałbym wiedzieć do jakiej 'widowni' dotarłam :)
Eh, wiem, nie potrafię pisać epilogów :c
Czytałam, czytałam od początku i kochałam to opowiadanie, przez co właśnie zaszkliły mi się oczy i muszę szybko napisać ten komentarz, żeby się nie rozpłakać.
OdpowiedzUsuńHistoria była cudowna i nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, że Oni w końcu są razem! Gdy pojawił się wątek o grudniowym spacerze do kawiarenki, to już wiedziałam, że tam będzie Grzesiek. Skojarzyłam sobie z filmem (książki jeszcze niestety nie przeczytałam, a muszę koniecznie!).
To ja muszę Ci bardzo podziękować za opowiadanie, na którego rozdział zawsze czekałam bardzo cierpliwie i chłonęłam Twoje słowa jak gąbka. Dziękuję za wszystkie te emocje, które przelałaś i które tak dobitnie mnie uderzały.
Jestem pod wrażeniem Twojego talentu i tego bloga, i myślę, że jeszcze parę razy do niego wrócę :)
A teraz powodzenia i przypływu weny na kolejne opowiadania, no i owocnych randek z Nieulotnymi, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
DZIĘKUJĘ!!! :*
Dobrze, że odnaleźli szczęście i w ogóle. Gaba miała rację wygarniając Ali. Na szczęście wszystko dobrze się potoczyło :)
OdpowiedzUsuńdziękuję że mogłam przeczytać to opowiadanie :* pozdrawiam
Na początku czułam rozczarowanie. Nie chciałam wierzyć w to, że to może się tak zakończyć, ale na szczęście jest happy end, a ja takowe uwielbiam.
OdpowiedzUsuńNie będę cię ganić za to, że tak myślisz. Z koleżanką już doszłyśmy do tego, że jeśli się czuję, że wszystko jest dobrze, to znaczy, że z nami(lub rozdziałem) jest coś nie tak :) A było na prawdę świetnie.
To..., do zobaczenia ;*
Dziękuję i pozdrawiam :*
Praktycznie, przez cały epilog myślałam , że się już nie pogodzą, a tu jednak baaaardzo miłe zaskoczenie :D Szkoda , że to już koniec , bo historia była na prawdę świetna. Była to jedna z niewielu historii , przy której po porostu momentami ryczałam :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że po skończeniu swoich pozostałych blogów , jeszcze coś dla nas napiszesz
Pozdrawiam cieplutko, Luna :*
Żartujesz sobie;)
OdpowiedzUsuńFantastyczny Epilog, zresztą całe opowiadanie było super. Potrafiłas to wszystko opisać tak, że za każdym razem miałam gęsią skórkę. Naprawdę;)
Nie żałuję poświęconego czasu na czytanie tego, ani sekundy;))
Szkoda że to koniec, ale pociesza mnie fakt że prowadzisz dwa kolejne blogi:)
Pozdrawiam:*
Byłam od początku i od początku to uwielbiałam, wiem, że o tym wiesz :D Przeraziłam się początkiem tego epilogu i już myślałam nad tym jak bardzo opieprzę Cię w tym komentarzu, ale spokojnie ! Nie doczekasz się reprymendy, gdyż opowiadanie skończyło się tak jak chciałam - szczęściem tej dwójki ;) Lubię smutne zakończenia, jednak nie dopuszczałam do siebie myśli, że to może się zakończyć w takowy sposób :) To była naprawdę cudowna historia i myślę, że jeszcze kiedyś do niej powrócę ;) Dzięki niej zaczęłam w pewnym stopniu wierzyć, że jeśli miłość jest prawdziwa to przetrwa wszystko, dlatego dziękuję Ci za to opowiadanie :) Jeszcze raz napiszę, że było świetne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Szok pierwszy: ostatni rozdział.
OdpowiedzUsuńSzok drugi: rozstanie.
Szok trzeci, najbardziej pozytywny: ponowne spotkanie.
W przypadku tej dwójki pragnęłam szczęśliwego zakończenia i taki właśnie prezent od Ciebie dostałam. Z całego serducha Ci za to dziękuję. :)
To opowiadanie było totalnym majstersztykiem. Taką małą blogową perełką. Każdy rozdział wydawał się byc perfekcyjny. Widac było, że wkładałas w nie dużo serducha. Jak widac przez liczne grono czytelniczek - wyszło Ci to na plus. Bardzo duży plus!
Dziękuję za niesamowite emocje, które przekazywałaś mi w każdym rozdziale/urywku... Wspaniałe, blogowe przeżycie :)
Teraz jest mi potwornie smutno, że muszę odhaczyć Twoje opowiadanie na liście, jako te "zakończone" :((
Ściskam,
Naranja ;*
Jak zaczynałam czytać tego bloga, to właśnie mi się skojarzyło z tym filmem, bo jakoś niedawno go oglądałam. Nie pisałam tego, bo się bałam, że jeszcze nie będzie happy endu :D ale jest i bardzo się cieszę. To opowiadanie było świetne, a epilog nie był zły. Nie wiem czemu Ci nie pasuje :) fajnie, że znowu się spotkali i są ze sobą szczęśliwi :)
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że inspirowałaś się Sparks'em ;) bardzo lubię jego książki, tak jak Twoje opowiadania ;)
OdpowiedzUsuńDzięki, że mogłam przeczytać 'twoje dziecko' :D
Normalnie kocham Cię za to zakończenie ;d Jak zaczynałam czytać ten rozdział to pierwsza myśl, że pewnie razem nie będą.. a tu takie miłe zaskoczenie ;d Ta opowieść pokazała, że prawdziwa miłość przetrwa wszystko ;) Szkoda, że to już koniec przywiązałam się do Grześka i Alicji będę tęsknić ;) Jak tylko znajdę więcej czasu to zacznę czytać Twoje inne opowiadania, ale jak na razie mam do nadrobienia bardzo dużo ;) Życzę weny i czekam na Twoje kolejne blogi. Pozdrawiam :**
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem co mam powiedzieć, dlatego powiem DZIĘKUJE. Proste a mówi wiele.
OdpowiedzUsuńSama wiesz, bo powtarzałam praktycznie to w każdym komentarzu, że trafiłam na tego bloga z innego Twojego dzieła. Historia ta była najlepsza. Bezkonkurencyjna. Idealna. Bywało również, że czytając niektóre urywki płakałam jak małe dziecko, któremu zabrano ulubionego batonika. Wiem, że teraz zabrałaś mi jakaś cząstkę mnie samej i zostawiłaś tutaj.
Co do epilogu: Jest to epilog który jest jednym z lepszych jakie czytałam. Zawsze po burzy wychodzi na niebo piękne słońce. Czytając pierwsze wersy dzisiejszego wpisu obawiałam się, że nie będzie wymarzonego zakończenia. Czytając ich rozmowę z wesela zastanawiam się czemu ona tak postąpiła. Owszem zachowała się trochę egoistycznie, ale czasami każdy człowiek musi być egoistą. Dobrze, że Ala miała taką przyjaciółkę. Gabi mówiła prawdę mimo, że słowa te były ostre jak sól sypana na świeżą rany. Cieszę się, że ta dwójka w ostateczny rozrachunku jest razem. Że są szczęśliwi. Że mają córkę i syna w drodze. Że wszystko się dobrze skończyło.
Powtórzę jeszcze raz. DZIĘKUJE. DZIĘKUJE ZA WSZYSTKO.
Pozdrawiam Annie
Awwww! Płaczę! Szkoda, że się już skończyło...
OdpowiedzUsuńEpilog był piękny. Zresztą całe opowiadanie genialne. Zaskakiwałaś za każdym razem.
Dziękuję za to, że miałam możliwość czytać to.
Pozdrawiam :*
Miałam mieszane uczucia, czytając ten epilog. Na początku byłam wściekła na Alę za to co zrobiła, za to jak potraktowała Grzesia i Gabi. Zwyczajnie wypięła się na nich i odwróciła od całego świata. Jak obrażona księżniczka, egoizm sięgnął zenitu. Nie sądziłam że postawisz na ponowne spotkanie, bardziej spodziewałam się smutnego zakończenia. Trochę się zdziwiłam, że Kosok tak łatwo jej wybaczył te lata milczenia i oskarżeń, ale czego się nie robi z miłości... Widać że nie mogło być inaczej, oni byli dla siebie stworzeni po prostu :) I mała córeczka, rozczulająca i kochana. Inaczej nie mogłaś zakończyć no naprawdę :)
OdpowiedzUsuńSzkoda że to już koniec, bo bardzo lubiłam czytać tę historię, była zdecydowanie inna od pozostałych Twoich <3
Dobrze trafiłam z tym filmem!
Dziękuję.
S. :*
Szkoda że to już koniec ;/. Maiłam taką cichą nadzieje że to opowiadanie przetrwa jeszcze trochę ale i tak zakończenia lepszego być nie mogło ! BARDZO SIĘ CIESZE ŻE PRZECZYTAŁAM TE OPOWIADANIE BO NAPRAWDĘ BYŁO WARTO !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Julka :*
Pominelam poprzedni rozdzial a ten sprawil, ze mialam lzy wzruszenia w oczach. Twoje opowiadanie sprawilo, ze odrywalam sie na moment od rzeczywistosci, jednoczesnie wszyztko dokladnie analizujac.. sklanialas do przemyslen, wzruszalas i pozwalas zatracic sie w historii Ali i Grzeska. Jej
OdpowiedzUsuńzakonczenie totalnie mnie usatysfakcjonowalo, absolutnie w kazdym calu. Przeszlam przez wszystkie emocje, czytajac ten urywek: zlosc, wkurwienie, radosc i totalne wzruszenie. Uwielbiam Cie i dziekuje za to opowiadanis. Sciskam mocno i zapraszam do siebie:**
Ostatnio nie komentowałam, ale wszystko przeczytałam. Smutno mi, że kończysz, ale zrobiłaś to w bardzo dobrym stylu. Bałam się już, że Ala i Grześ nie będą razem. Epilog dostarczył mi wiele emocji i wzruszeń. Twoje przemyślenia są piękne. Ich historia jest cudowna, a zarazem tragiczna, bo stracili tyle lat tylko przez dumę. Potrzebowali dużo czasu, by zrozumieć, że to prawdziwa miłość.
OdpowiedzUsuńPrawdziwa miłość przetrwa wszystko.
szkoda, że to już koniec
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że zaczniesz pisać kolejną historię!
pozdrawiam :)
ja nie czytałam od początku tj. nie byłam tu na bieżąco od prologu, bo dopiero później trafiłam na tego bloga, ale przeczytałam od początku :P
OdpowiedzUsuńi bardzo mi się podobało.. zresztą jak wszystkie opowiadania, które piszesz - bo wszystkie czytam na bieżąco ale nie komentuje, bo najczęściej czytam na telefonie a tam nie mogę komentować :) ale obiecuje poprawę w komentowaniu :D
wyszedł, wyszedł ;)
OdpowiedzUsuńKsiążki Sparksa są świetne, przeczytałam chyba wszystkie ;) i wcale się nie dziwię, że cię zainspirowała Jego twórczość :D
Szkoda, że to już ostatni rozdział ale licze, że jeszcze kilka, jeśli nie kilkanaście, opowiadań powstanie spod Twojej ręki :)
Ściskam i pozdrawiam, K. :)
Prosisz o komentarz, tak więc...:) Powiem szczerze, że czasami przytłaczały mnie te monologi, przemyślenia bohaterów. Wiem, że uprzedzałaś, ale mam nadzieję, że rozumiesz. Na samym początku, myślałam, że Paul wystąpi w trochę innej roli- będzie zarywał do Gabi, a tu proszę... Ogólnie rzecz biorąc przy tym blogu możesz postawić ogromnego plusa :) Fakt, że był krótki, ale mnie się spodobał. Moim zdaniem najlepszy rozdział to ten, w którym Ala na nowo pokochała Grzesia. Bardzo się cieszę, że blog tak się skończył, bo nie ukrywam, że miałam taką nadzieję, że Pani Kosok nie zmieni nazwiska :) Pisz jeszcze dłuuuuuugo kochana :* Pozdrawiam. Oczywiście dalej będę śledzić Twoje pozostałe blogi :) i czekam na nowe....
OdpowiedzUsuń:) przeczytane :)
OdpowiedzUsuńKurde dziewczyno, ale mnie wystraszyłaś. Po pierwszej części epilogu już myślałam, że będę musiala wyciągać chusteczki i płakać nad tym, że Grzesiek i Ala nie są ze sobą, a tu taki myk :D
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc zachowanie Ali praktycznie cały czas odrobinę mnie irytowało, może trochę dramatyzuje, bo pewnie gdyby mnie spotkało coś takiego byłabym jeszcze gorsza, ale dobra :D Nawet nie wiesz jak się ciesze, że zakonczyłaś to happy endem. Paul odszedł w niepamięć, tamta blondyna też i tak ma być ;) Moją ulubioną bohaterką pozostaje chyba Gabi, gdyby nie ona dogadanie się tej dwójki byłoby baaardzo utrudnione :)
Pozdrawiam ;)
I tak oto się skończyło jedno z moich ulubionych opowiadań.
OdpowiedzUsuńJak to czytalam, to myślałam, że to wszystko skończy się źle, ale na szczęście tak nie było ;) Nie wiem, jak możesz mówić, że nie umiesz pisać epilogów? Ten jest cudowny :D Dobrze, że są razem, są szczęśliwi i mają dzieci :) A ten opis miłości... coś niesamowitego, doskonale to napisałaś :)
Zabieram się do czytania twoich następnych blogów, bo kocham twój styl pisania.
Całuję i pozdrawiam :*
Zostałaś przeze mnie nominowana do The Versatile Blogger
OdpowiedzUsuńBędę szczera. Było to moje ulubione opowiadanie. Kiedy je zaczynałaś myślałam sobie, że będzie dla mnie zbyt pogrążające i smutne. Jednak z czasem zrozumiałam, że nie dość, że skłaniało mnie do refleksji nad swoim życiem, to do tego sprawiło, że potrafiłam o nim myśleć cały dzień (z czego wynika, że jestem no-life'em).
OdpowiedzUsuńNie mówię żegnaj, bo będę z Tobą przy następnych opowiadaniach. Kocham styl, jakim piszesz, a także głębię przekazu.
A ta końcówka... Popłakałam się. Jeśli Ty nie umiesz pisać epilogów, to ja jestem królową :P
Mimo wszystko będę tęsknić za tym opowiadaniem.
Do zobaczenia! <3
Chwila mojej nieobecności tu i koniec. Szkoda, że tak szybko .
OdpowiedzUsuńSkończyło się moje ulubione i wg mnie jedno z najlepszych opowiadań o tematyce siatkarskiej. Nie było to o dziewczynie, w której zakocha się siatkarz i żyją długo i szczęśliwie. I bardzo sie z tego powodu ciesze.
To opowiadanie na pewno zostanie w mojej pamięci i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze raz przeczytam od początku, znów przeżywając wiele emocji. Tak jak robię, z moimi ulubionymi książkami. :)
Z zaciekawieniem czytam pozostałe Twoje blogi i mam nadzieję,że nie przestaniesz pisać ( czego nawet sobie nie mogę wyobrazić), bo co ja wtedy będę czytać. ? :C
Także pozdrawiam, życzę weny twórczej i powstania kolejnych Twoich "dzieci" w postaci opowiadań. :D
Długie, ale jak się wciągnęłam to nie mogłam przestać czytać ;)
OdpowiedzUsuńPS: Może wzajemna obserwacja..
odpisz u mnie-->
dajanka-a.blogspot.com
Nie wierzę, że to koniec :( Strasznie żałuję, że dotarłam tu tak późno, ale na pewno nie żałuję czasu poświęconego na nadrabianie rozdziałów i czytanie tej historii. Przeczytałam już masę siatkarskich opowiadań, te, które zapamiętuje się na długo, przeżywa się każdą sytuację razem z bohaterami i z niecierpliwością czeka się na kolejne perypetie. Twoja historia plasuje się na szczycie tej drabinki razem z kilkoma innymi blogowymi perełkami. Ala i Grześ są i długo będą jedną z moich ulubionych par. A Tobie dziękuję za tak niebanalne i oryginalne opowiadanie i może to dobrze, że skończyło się w takim momencie bez niepotrzebnego rozciągania akcji, bo takie jakie jest ma jeszcze większy urok :) Nie lubię się żegnać pod epilogami, chyba nikt tego nie lubi :( Jeszcze raz DZIĘKUJĘ, a Ali i Grzesiowi mówię żegnajcie z łezką w oku...
OdpowiedzUsuńTak dawno mnie tu nie było, tyle muszę nadrobić, a mam tak mało czasu. Obiecuję, że jak tylko wszystko nadrobię to skomentuje tak, jak trzeba. Na razie tylko zostawiam wiadomość o nowym rozdziale na http://i-still-believee.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie rozdziały. Opowiadanie było mega;D Cieszę się, że je znalazłam i nadrobiłam wszystko, bo naprawdę było warto;d
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie na volleyball-lost-dreams.blogspot.com
Czytałam to z wielką ciekawością ! Bardzo fajne, taakie inne :) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://jedna-chwila-a-zmienia-tak-wiele.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBardzo fajne, szkoda, że już koniec :(
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na mój drugi blog z siatkówką w tle. W roli głównej Wojtek Włodarczyk
OdpowiedzUsuń"Jedno jest pewne.... Nigdy nikogo nie będę oceniać.... Bo to ja poszłam na przekór wszystkim.... To ja zdradziłam....."
urodzeni-po-to-by-byc-razem.blogspot.com
~ lemurek79
Znalazłam ten blog dopiero teraz i musze przyznać ze płakałam ... Był genialny jesteś genialna pisząc coś takiego nie wiem czy byłabym w stanie coś takiego napisać .... Dziękuję Ci za to ze pisałaś bo to opowiadanie pokazało ze miłość przetrwa wszystko tylko trzeba kochać naprawdę ....
OdpowiedzUsuńDziękuję jeszcze raz i pozdrawiam
Justyna
Znalazłam ten blog i zakochałam się *-* wpadł w mój gust i te towarzyszące emocje, wielkie zaskoczenie: ) genialne jest to co tutaj stworzyłaś
OdpowiedzUsuń