And now,
I miss everything about you
Can't believe that I still want you
and after all the things we've been through
I miss everything about you
Without you.
Minęło cztery lata. Długie cztery lata. Cztery lata przez które wiele w twoim życiu się zmieniło, ale też wiele rzeczy pozostało niezmiennych. Niezmiennych jak uczucie ,którym go darzyłaś. Niezmiennych jak tęsknota. Jednak szczerze sobie na to wszystko zasłużyłaś bo to ty położyłaś temu wszystkiemu kres, nie on. Mieliście jeszcze szansę, którą ty sromotnie zdeptałaś. Zdeptałaś swoją głupotą i cholerną dumą ,której nie potrafiłaś schować do kieszeni.
*
Minęło cztery miesiące. Cztery miesiące ,które dłużyły ci się niemiłosiernie. Cztery miesiące pełne pracy i przede wszystkim rozmyślań. Rozmyślań nad tym co mu powiesz, jak rozwiążesz tę sprawę. Kiedy wydawało ci się ,że całą przemowę masz idealnie ułożoną w głowie ta w jednej sekundzie runęła w gruzach. Runęła gdy zobaczyłaś jego. I to nie samego. Z dokładnie tą samą osobą co wtedy przed halą.
-Nie porozmawiamy?-słyszysz jego głos gdy po trzeciej nad ranem opuszczasz salę gdzie odbywało się przyjęcie weselne twojej przyjaciółki
-Nie sądzę byśmy mieli o czym rozmawiać.-odpowiadasz beznamiętnie
- Czyli ty już przesądziłaś?
-Nie, ty to zrobiłeś.-odpowiadasz
-Ja?!-podnosi ton głosu- Nie bądź śmieszna
-Nie jestem.-odpowiadasz z przekąsem
-Jesteśmy małżeństwem, czy tego chcesz czy nie.
-Byliśmy.-Czyli dla ciebie to już wszystko skończone, tak?
-Można tak powiedzieć.-odpowiadasz- Nie potrafiliśmy się dogadać, więc musimy jakoś nauczyć się żyć bez siebie.
-I mówisz to tak po prostu?
-Szczęścia z nową koleżanką.-dodajesz po czym odchodzisz.
Mówiąc to wszystko zrobiłaś mu na złość? Pewnie tak, ale nie tylko jemu. Również i sobie.
*
Mimo swojego względnego oburzenia, nie powstrzymywał cię specjalnie. Ba, wasz kontakt zupełnie się urwał. Od czasu do czasu dostawałaś od Gabi jakieś nowinki na temat jego i jego blondwłosej koleżanki. Z czasem jednak przestawało cię to obchodzić. Z czasem również i twoja przyjaźń z blondynką nieuchronnie zmierzała ku końcowi.
*
-Jesteś moją przyjaciółką i może to co ci zaraz powiem nie będzie za przyjemne, ale ktoś musi to zrobić.-wypala blondynka zupełnie znudzona twoimi wywodami
-Wal śmiało, dobijaj mnie.-odpowiadasz z przekąsem
-Obwiniasz jego za to wszystko, ale nie dostrzegasz pewnej rzeczy. Owszem, może i Grzesiek nie powinien był wierzyć w te bzdury o romansie, ale ty też nie jesteś tutaj bez winy moja droga. Nie popełnił nie wiadomo jakiej zbrodni by się na niego tak śmiertelnie obrażać. Ba, by uciekać jak największy tchórz świata na drugi koniec świata. Dałaś mu wolną rękę i dziwisz się ,że stara się jakoś odbić od dna? Ty czujesz się ja największa pokrzywdzona w tym wszystkim, a pomyślałaś co może czuć on? Owszem, może faceci czasem nie dostrzegają pewnych rzeczy, ale ty mu tego nie ułatwiałaś. Utrudniałaś mu to do maksimum, a na dodatek na koniec dobiłaś idiotycznym wyjazdem i śmiesznym wywodami w liście. Zachowałaś się niczym nieodpowiedzialna nastolatka,więc nie sądzę byś to ty miała powód do wywodów.
-Tak, stawaj teraz w jego obronie! Dobra z ciebie przyjaciółka.
-Obydwoje jesteście moimi przyjaciółmi.-odgryza się- Ale nie mogę już wytrzymać twojego użalania i robienia z niego najgorszego drania. On nic nie zrobił, to ty wszystko schrzaniłaś Ala.
-Nie zachowujesz się jak przyjaciółka.
-Bo powiedziałam ci prawdę bo nikt inny nie miał odwagi? Ktoś musiał.-odparła po czym trzasnęła drzwiami. I na tym wasz kontakt się zakończył.
*
Wigilia. Niby nic nadzwyczajnego. Coroczny spęd w rodzinnym gronie. Co roku masa rodziny zupełnie podekscytowanej świętami będącej amoku związanym z przygotowaniem tejże wieczerzy. Ciebie ta atmosfera nigdy nie ekscytowała i nigdy ekscytować raczej nie będzie. Zarówno wigilia jak i reszta dni świąt w rodzinnej atmosferze minęła ci okropnie szybko i nijako. Nijako tak jak i większość dni w roku. Dwudziestego ósmego dnia grudnia szczelnie opatulona wybrałaś się na spacer. Przemierzałaś Katowice w bliżej nieokreślonym kierunku. Puch przyjemniej skrzypiał po ciężarem twojego ciała, a śnieżnobiałe płatki śniegu opadały na kruczoczarne włosy. Pod przypływem chwili postanowiłaś odwiedzić swoją ulubioną katowicką kawiarenkę, którą odwiedzałaś niemal co dziennie będąc jeszcze studentką. Na ulicach nie minęłaś ani żywej duszy. Pomimo delikatnej wichury dotarłaś na miejsce gdzie zastała cię kartka "nieczynne do odwołania". Już miałaś odchodzić gdy coś, a właściwie ktoś przykuł twoją uwagę.-Cześć.-słyszysz po czym momentalnie się odwracasz i rozpoznajesz osobnika doszczętnie opatulonego szalikiem
-Cześć.-odpowiadasz
-Dawno się nie widzieliśmy.-rzuca brunet
-Ze cztery lata.-odpowiadasz beznamiętnie wodząc wzrokiem po białym puchu
-Co u ciebie?
-Nic specjalnego. Pracuję w międzynarodowej firmie, swoje udziały w naszej wspólnej firmie odsprzedałam Gabi. A u Ciebie?-pytasz
-Też nic ciekawego. Mecze, dom, zgrupowania i tak w kółko.-wzrusza ramionami.
Przez dłuższą chwilę stoicie w nieprzyzwoitej ciszy. W takcie jej trwania czujesz się co najmniej niezręcznie.
-Słyszałem, że .. kogoś masz.-rzuca niepewnie
-Nie, to nieaktualny temat.-wzdychasz-A ty? Masz kogoś?
-Nie.-kręci głową- Ponoć nie mam czasu na takie rzeczy.
-Ponoć?-cicho chichoczesz- Ja ponoć nie mam uczuć.
-A ja nie umiem się angażować i jestem okropnym kucharzem.-uśmiecha się nieznacznie
-Polemizowałabym.
-Z czym?-unosi brew do góry
-Z tym drugim.-odpowiadasz- W zasadzie z tym pierwszym... też.
Kiedy wydawało ci się ,że do końca życie będziesz już sama nagle na twojej drodze pojawił się ktoś zupełnie nie spodziewany. Ktoś kto sprawił ,że znów zaczęłaś się uśmiechać. Ktoś kto sprawił ,że praca nie była już dla ciebie rzeczą najważniejszą. Sprawił ,że znów miałaś ochotę żyć. Twoje dni znów nabrały kolorów. Po ośmiu godzinach w pracy nie wracałaś jak za karę do pustego domu. Gnałaś do niego jak szalona nie mogą się doczekać spotkania go. Bo nigdy nie jest powiedziane ,że swoją jedyną miłość spotykamy gdy mamy te dwadzieścia parę lat. Miłość nie wybiera. Można się zakochać mając te naście, czy kilkadziesiąt lat. Bo nigdy nie wiadomo kiedy spotkamy tą wyjątkową, jedyną w swoim rodzaju osobę. Bo przez całe życie potrafimy spotykać miliony osób, ale w pewnym jego momencie pojawia się ta jedna. Ta zupełnie wyjątkowa. Osoba wywracająca nasze życie do góry nogami. Osoba bez której po jakimś czasie nie potrafimy żyć. Osoba od której uzależniamy się tak samo jak narkoman od białej ścieżki. Osoba będąca naszym powietrzem, naszym lekiem na wszelkie zło tego świata. Osoba u boku ,której nie straszne nam jest zupełnie nic. Można być szczęśliwym mając ciepłą posadkę, ogromny dom, najnowszy samochód i całkiem pokaźną sumkę na koncie. Jednak prawdziwe pojęcia szczęścia człowiek poznaje dopiero wtedy kocha i jest kochanym. Bo żadne materialne przyjemności nie są w stanie zastąpić bliskiej osoby. Tej ,która będzie z nami na dobre i na złe. Tej ,która kocha bezgranicznie i zawsze kochać będzie, bez względu na wszystko. Tej ,która daje nam ogromne poczucie bezpieczeństwa, ciepło i przede wszystkim miłość. Tej ,która jest dla nas oparciem w trudnych chwilach. Tej ,która cieszy się wraz z nami naszych sukcesów i smuci z porażek. Tej ,która jest i już na zawsze będzie. Do końca życia.
-Mamusiu!-słyszysz wołanie swojego małego szczęścia dochodzące z głębi ogrodu
-Co się stało słoneczko?-marszczysz brwi i kucasz tuż obok małej
-Nie mogę znaleźć tatusia.-boczy się mała szatynka
-Szukałaś wszędzie?-pytasz na co ona kiwa główką- Poszukaj jeszcze raz, jestem pewna ,że będzie w altance.-śmiejesz się dostrzegając swojego ukochanego próbującego ukrywać się właśnie we wskazanym przez ciebie miejscu. Wracasz na swój leżak po czym bacznie obserwujesz poczynania małej. Oli będącej niemal kopią twoją i jego. Te same kruczoczarne włosy i te same, ogromne czekoladowe oczy. Ten sam uśmiech. Nie potrafisz się napatrzeć na nią. Nie potrafisz się napatrzeć na tą dwójkę gdy mała wreszcie odnajduje swoją zgubę i bawią się w najlepsze. Patrzysz na największe szczęścia w swoim życiu. Szczęścia których o mały włos mogłoby nie być.
-Ona mnie wykończy.-śmieje się gdy siada obok ciebie
-Czyżbyś miał dość?-uśmiechasz się
-Nigdy.-odwzajemnia uśmiech- A tego szkraba jak nazwiemy?-pyta wskazując na twój już całkiem pokaźnych rozmiarów brzuszek
-Zdaję się na twoją inwencję twórczą kochanie.-śmiejesz się
-W takim razie... Grzegorz junior!-mówi, na co ty wybuchasz niepohamowanym śmiechem
-Wybacz, ale nie pozwolę ci skrzywdzić własnego syna.
-Skrzywdzić?-udaje obrażonego
-Nie to chciałam powiedzieć.-chichoczesz przytulając się do niego by po chwili dostać całusa w policzek.
Nic w naszym życiu nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko ma jakiś głębszy sens, który możemy czasem zrozumieć po kilku latach. Tak samo było w tym przypadku. Gdy myśleli ,że już nigdy się nie spotkają los chciał inaczej. Znów postawił ich sobie na drodze. Choć potrzebowali czasu by znów dotrzeć do siebie, udało im się to. Pomimo sromotnego rozstania przed kilkoma laty uczucie łączące tą dwójkę nie wygasło. To spotkanie, pewnego grudniowego dnia było impulsem. Impulsem ,że w ich życiu jeszcze może zawitać słońce. Impulsem to tego, by ich osobne drogi życia znów się skrzyżowały. Z początku niewinne smsy przerodziły się w niezobowiązujące spotkania, a te w niemal codzienne schadzki. W życiu można zakochać się naprawdę tylko raz w życiu. Ale nie jest powiedziane ,że nie można na nowo zakochać się w tej samej osobie. Po wielu dramatach ich życia, wielu kłótniach i długich rozstaniach jedno można stwierdzić. Miłość przetrzyma wszystko. Miłość jest niewiarygodnie mocną więzią od której uciec się nie da. Ich miłość została poddana wielu ciężkim próbom. Z lepszymi i gorszym skutkami zakończyła się większość z nich. Lecz ten najtrudniejszy, dramatyczny test jakiemu została poddana ich więź zdali. Udowodnili jak wielką siłę posiada miłość. Czasem trzeba okazać tylko trochę cierpliwości i wszystko jest możliwe. Bo jeśli się kocha, nie liczy się nic. Bo jeśli się kocha, można czekać latami na ten dzień. Dzień w którym znów poczuje się ciepło tej jedynej osoby. Dzień w którym szara codzienność znów nabiera kolorytu, który nie zniknie już nigdy.
KONIEC
~*~
Tak oto dobrnęliśmy do końca tej historii. Z początku miała być dłuższa, jednak 'w praniu' wyszło inaczej. Nie będę pisać o tym ,że nie jestem jakoś oszołomiona jakością tego epilogu bo zaraz pewnie mnie zganicie. Jednak, nie jest on idealny. Trochę akcję przyśpieszyłam, bo przyznaję, nie potrafiłam nijak ubrać w słowa tych czterech lat, był jedynie jakiś pomysł na epilog, więc pomyślałam: czemu nie?
Cóż, koniec jest czasem podsumowań, więc podsumujmy.
Zaczynając tą historię siedemnastego maja nie spodziewałam się paru rzeczy. Nie spodziewałam się ,że spotka się ona z tak wielkim zainteresowaniem z Waszej strony i to od samego jego początku. Nie spodziewałam się ,że uda mi się utrzymać do końca zamysł tego opowiadania. Nie spodziewałam się tak dużej liczby wejść i komentarzy. Może nie każdy urywek był idealny, może nie każdy był arcydziełem i pisarskim majstersztykiem, ale wiem jedno. Starłam się by było ono jak najlepsze. By Wam sprawiało przyjemność czytanie go, a mi pisanie. Może i wiele rozdziałów zepsułam, bądź też Was rozczarowałam, więc za to przepraszam. Cały czas się uczę i mam nadzieję ,że z rozdziału na rozdział było to widać, było widać jakiś postęp. Kończąc to opowiadanie zamykam kolejny etap w swoim życiu, kończę kolejne swoje 'pisarskie dziecko' i jest mi cholernie smutno. Jednak, wszystko musi mieć swój początek i koniec. Dalej możecie mnie spotkać na dwóch moich pozostałych blogach i kto wie, czy moja chora wyobraźnia nie zmusi mnie do założenia kolejnego.
Dziękuję Wam za wszystko.
Za każdy komentarz.
Za każde pojedyncze wejście tutaj i zmarnowaną minutę życia na czytanie.
Za każdą szczerą opinię.
Dziękuję Wam ,że byłyście, bez Was to opowiadanie nie byłoby takie jakim jest bo to Wy napędzałyście mnie do dalszego pisania.
DZIĘKUJĘ! i przepraszam za to jeśli którymś swoim rozdziałem Was rozczarowałam (jak np. zapewne ten epilog! :D)
Nie potrafię się żegnać, wiem, bo zaraz się rozklejam i tak jest tym razem.
Na początku pisałam ,że zainspirował mnie pewien film i jedna z ulubionych książek.
Otóż, tym poniekąd wzorem było dzieło Nicholasa Sparks'a "I ,że cię nie opuszczę". Gratulacje dla tych ,które zgadły :)
PS. Prosiłaby każdą ,która czytała o mały komentarz, chciałbym wiedzieć do jakiej 'widowni' dotarłam :)
Eh, wiem, nie potrafię pisać epilogów :c
PS. Prosiłaby każdą ,która czytała o mały komentarz, chciałbym wiedzieć do jakiej 'widowni' dotarłam :)
Eh, wiem, nie potrafię pisać epilogów :c